Tu jednak się wyłamię trochę bo zawsze byłem Tolkienowcem i nie mogę tego pominąć w moich wynurzeniach. W podstawówce przeczytałem władcę pierścieni pierwszy raz ... potem jeszcze parę razy w całości i milion razy fragmentami. Czytałem wszystko co było w jakikolwiek sposób związane z Władcą Pierścieni, wszystkie zaginione, niedokończone, niedopowiedziane, nienapisane opowieści, nawet encyklopedię Śródziemia czytałem ... i oczywiście Silmarilion (zacząłem nawet słuchać Maryllion bo wyczytałem że ich nazwa pochodzi właśnie od Silmarili).
Bardzo lubiłem wracać do Silmariliona i czytać o różnych bohaterah na przestrzeni er w Śródziemiu. byłem zdziczałym, ortodoksyjnym i zapatrzonym w Tolkienowski Świat pryszczatym miłośnikiem fantastyki, który nienawidził wszelkiego rodzaju Harrych Potterów i innych takich tworów ... do momentu kiedy nie poczytałem Sapkowskiego :) ... potem się uspokoiłem już i otworzyłem się też na inną fantastykę.
Podobnie uwielbiam Silmarillion :) kocham tą epickość konfliktów między elfami i mrocznym siłami. Te intrygi zemsty heroiczne czyny :)
ReplyDeleteDoskonale to ująłeś.
DeleteA u mnie Harry Potter nadal na nie ;-)
ReplyDeleteJa jestem właśnie po zakupie pierwszej części dla mojego dziecka bo Jest jeszcze za wcześnie na Władcę Pierścieni.
DeleteJa w średniej szkole też myślałem, że nie lubię Harrego. Teraz oglądamy go z żoną przynajmniej raz w miesiącu :-)
DeleteBez Tolkiena nic by nie było. To duchowy praojciec nas wszystkich ;)
ReplyDelete"Nie byłoby niczego" Jak mawiał kiedyś ktoś.
DeleteJa uwielbiałem Marillion zanim wyczytałem że ich nazwa pochodzi od Tolkiena. Ale tylko ten z Fishem. Za to za Silmarillionem nigdy nie przepadałem, wolałem lżejsze pozycje typu Hobbit albo Władca. A kiedyś kupiłem sobie w księgarni Rudego Dżila i jego psa i się srodze zawiodłem :-)
ReplyDeleteDla mnie Tolkien jest z jednej strony "praojcem", a z drugiej strony zawsze mi czegoś w jego książkach brakuje..
ReplyDelete