WF-1. Jak zacząłem grać w gry bitewne i jak zacząłem malować modele ?

Postanowiłem wziąć udział w 30-dniowym wyzwaniu figurkowym zaproponowanym przez Quidamcorvusa i Maniexa. Ta fantastyczna inicjatywa potrwa przez cały wrzesień i skutkować będzie codziennymi wpisami na wielu blogach jednocześnie.

Jest to doskonały moment na małe podsumowanie dotychczasowych "osiągnięć" w zakresie hobby.
Rozpoczynamy !

Pytanie pierwsze: Jak zacząłeś grać w gry bitewne ?


Najpierw graliśmy w WHRP (podejrzewam że większość tak miała) i zaopatrzyliśmy się w parę modeli żeby było jakoś fajniej przy stole. Potem "maszyna" ruszyła i kupowaliśmy sobie hobbystycznie coraz więcej różnych modeli nawet nie wiedząc że istnieje coś takiego jak "system bitewny" :).

Pierwsza taka prawdziwa styczność z grami bitewnymi, którą potrafię zlokalizować w czasie to rok 1997 roku na Polconie w Katowicach. To tam po raz pierwszy wystąpiłem w turnieju WFB swoimi mrocznymi elfami i wygrałem dwóch bretońskich łuczników ordynarnie wyrwanych z wypraski :).
Tu też po raz pierwszy spotkałem Pana Artura S i poznałem jego wałki i zabawny sposób przechwalania się. Wcześniej graliśmy jakieś dziwne bitwy z armybookami wydrukowanymi na pięciu kartkach A4 (wszystkimi).

Jak malowałem ? 

Powoli :), ale od początku miałem ukierunkowany styl i starałem się żeby było jak najbardziej jednolicie - myślę że się udało co będzie widać zapewne w kolejnych wpisach gdzie pojawią się prawdopodobnie kolejne moje modele z tamtych czasów.

Poniżej mój oddział czterdziestu "laleczek", tak mieczników nazwali moi koledzy z uwagi na ich charakterystyczny wyraz twarzy i posturę, oraz oddział włóczników z którego byłem bardzo dumny. 24 wojowników - wszyscy w metalu, kupowani przez bardzo długi okres (pakowani po czterech w związku z tym ich cena była dość wysoka jak dla mnie na tamte czasy). Wtedy rzeźba włóczników jak dla mnie to był szczyt doskonałości :).

Miecznicy - jedyne plastikowe modele w mojej armii w tamtych czasach.

Włócznicy - wiele bym dał żeby ich odzyskać ... pozbycie się armii to był jeden z większych błędów jakie popełniłem.

Moja balisa - miałem cztery i siałem straszliwy popłoch :)

Korsarze - uwielbiałem ich za ich "dynamiczne pozy" :) jedne z niewielu w tamtych czasach. 

Kociołek - straszliwie lubiłem ten model - kolejne modele to już była wg mnie totalna porażka

Mój sorcerer. Nawet pamiętam że nazywał się Darth :).

 I moja pierwsza konwersja, Malekith na rydwanie - nikt takiego nie miał, tylko ja. Dodatki zrobione z modeliny :)


Comments

  1. W latach 90-tych WFRP nie miał zbyt dużej konkurencji :)

    Świetna taka kolekcja MElfów!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Była świetna, kiedyś wrzucę też resztę zdjęć które mi gdzieś zostały.

      Delete
  2. Fajny ten rydwan! BTW, czy może istnieć cokolwiek bardziej pulp fantasy, niż czarnoksiężnik w rydwanie ciągniętym przez dinozaury? :D

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki, byłem z niego strasznie dumny ale Malekith ginął mi zawsze straszliwie szybko bo zawsze szybko dostał z jakiejś armaty albo Nagash go dojechał ...

      Delete
  3. Jakie cudowne dark elfy! Jak mogłeś? Mam nadzieje ze prześladują Cie teraz po nocach ;) ;) ;)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nawet sobie nie wyobrażasz jak człowiekowi może być smutno czasami na samo wspomnienie figurek które kiedyś miał, włożył w nie tyle pracy a potem rozsprzedał armię na części. Porażka.

      Delete
  4. To Twoje malowanie z "tamtych" lat?

    ReplyDelete
    Replies
    1. Tak. To jeszcze chyba etap humbroli i miliona zniszczonych pędzelków :)

      Delete
  5. Zazdroszczę takich fotek ja nic nie robiłem :/

    ReplyDelete
  6. Świetna kolekcja i rzeczywiście żal, że poszła do sprzedaży ...

    ReplyDelete
  7. Świetne dark elfy, ale rydwan najlepszy! Super, że chociaż dobre zdjęcia zostały.

    ReplyDelete

Post a Comment