Figurkowy Karnawał Blogowy. Edycja #7: Ars moriendi, czyli Sztuka umierania

Tak jak wspomniałem w wątku na DwarfCrypt bardzo spodobał mi się najnowszy temat karnawału (co nie oznacza oczywiście że poprzednie mi się nie podobały).
Miało być raczej krótko, ale ... chyba nie wyszło. Ostatecznie wydaje mi się ze w konwencji się utrzymałem (jest historia, jest śmierć i jest pozostałość po poprzednim życiu :)). Mam nadzieję że jest ktoś kto dotrwa do końca.


Sprawy techniczne dotyczące Figurkowego Karnawału Blogowego:

Aktualna edycja - Figurkowy Karnawał Blogowy – temat „Ars moriendi, czyli Sztuka umierania” na blogu "DwarfCrypt", tu także w komentarzach można znaleźć linki do pozostałych uczestników karnawału.

Podsumowanie - Link do podsumowania wszystkich edycji karnawału na blogu "Danse Makabre".

Pierwsza edycja - inicjator - Link do „Wojen w miniaturze” – bloga Inkuba który jest inicjatorem calej akcji.

A teraz do rzeczy i "Endżoj", jak mawiają daleko na dzikim zachodzie.



Historia Ericha Lyjberwoszta

Urodził się w rodzinie ubogich wieśniaków w „Barzołach Dolnych” na północny-wschód od Pragg.


Rodzice widzieli w nim wielki potencjał. Erich bardzo szybko biegał i był bardzo silnym chłopcem. Jego ojciec, Achim, wysłał go więc na naukę do niedalekiego skupiska miejskiego – było to miasteczko „Saprze”. Ojciec wierzył, że w owym mieście Erich wyszkolony zostanie na dobrego fachowca w dziedzinie która przyniesie zysk całej rodzinie, a fach w rękach Ericha pozwoli mu zabezpieczyć jego przyszłość.
W mieście szybko odkryto w nim niebywały talent chłopaka w związku z czym został skierowany do pracy na kopalni. Szczęśliwie dla niego pracował bardzo krótko, ponieważ został wcielony do przykopalnianej drużyny piłkarskiej, gdzie rozpoczął mordercze treningi gry w piłkę. Stał się rozpoznawalnym celebrytą i dostał nawet własnego konia i mieszkanie na poddaszu w lokalnym zajeździe.


Moment przełomowy w życiu Ericha Lyjberwoszta

Jego debiut w lokalnej lidze piłkarskiej przypadł na pierwszy mecz sezonu (angaż dostał w letnim okienku transferowym), który jego drużyna (KS Bergarbaiter Saprze) rozgrywała z drużyną KS Bewegung Horzuff. 
Mecz niestety idealnie zbiegł się z nadciągnięciem potężnej armii wojowników Chaosu z północy. Tuż przed pierwszym gwizdkiem na pobliskim wzgórzu pojawiła się armia mrocznych bogów.
Wódz wojowników chaosu na potężnym wierzchowcu ruszył w tłum kibiców prowadząc swoją potężną armię z północy. Sympatycy obu drużyn, oczekujący na mecz zaprzestali krwawej dysputy na temat przewagi jednej drużyny nad drugą i skierowali się razem przeciwko nadchodzącym wojownikom. 
Wszyscy (wojownicy i kibice) stanęli nieruchomo około 10 m od siebie patrząc sobie w oczy. Nagle z tłumu kibiców wyrzucony został w powietrze dziwny czerwony przedmiot(*) który lecąc wysokim lobem trafił jednego z wojowników w tarczę (nie czyniąc mu żadnej krzywdy).
Zaskoczony wojownik przez chwilę myślał nad całym zajściem, poczym chwycił się jedną ręką za głowę, drugą za nogę i padł na ziemię zwijając się i wyjąc z bólu (przynajmniej tak to wyglądało). 

 (*) Rzucony przedmiot to było czerwone krzesełko stadionowe. Historycy nie są zgodni w sprawie pochodzenia plastikowego krzesełka w tych czasach.

 Jak wiadomo agresja wzbudza agresję w związku z czym wojownik stojący najbliżej cierpiącego towarzysza podniósł przyłbicę i wykrzyczał do najbliższego kibica słowa, który stały się sygnałem do ataku dla obu stron:

„I na co sie k…a lampisz, cfelu“.

Dwie hordy (kibiców i wojowników) starły się ze sobą w nierównej walce. Uzbrojeni po zęby wojownicy, zakuci w potężne zbroje i dzierżący wielkie topory i halabardy mieli szybko uporać się z kibicami. Ku ich zaskoczeniu jednak kibice okazali się doskonale wprawieni w bojach. W ich rękach nieoczekiwanie pojawiły się potężne łańcuchy, maczety, długie noże, topory, gdzieniegdzie pojawił się dwuręczny miecz, korbacz a nawet kilka kusz i garłacze. Najgorsze jednak były szale. Niebiesko-białe i niebiesko-biało-czerwone szale kręciły młynki nad głowami kibiców w rytm ich bojowych przyśpiewek zupełnie rozpraszając wjowników chaosu.
Walka trwała bardzo krótko. Nie wiedząc skąd i jak, w pobliżu znalazły się jeszcze grupy kibiców z bliżej nieokreślonych miejscowości (plotka głosi że w tym czasie zorganizowano inaugurujące sezon ustawki „kibiców“ w okolicznych lasach). Dały się słyszeć także śpiewy „Idzie, idzie podbeskidzie“ ale  nawet śpiewający nie wiedzieli jaka moc wcisnęła im te słowa w usta. Runęli oni na wojowników chaosu z różnych stron zaskakując ich zupełnie.
Armia Chaosu została pokonana. Możnaby powiedzieć że radości nie było końca … ale byłaby to nieprawda. Tańczący na polu bitwy kibice znaleźli jedynego przytomnego wojownika Chaosu. Jeden z kibiców chwycił go za gardło i ryknął:


„za kim idziesz ?!?!?!, Podej skład ! “

Wojownik, słyszał wcześniej przyśpiewki i próbował ratować życie mówiąc:

-          Bergarbaiter Horzuf drogi kolego”

Pomylił nazwy drużyn z miastami. Wściekli kibice nie wiedzieli co zrobić. Śmiać się, zbić jeszcze raz martwych Wojowników Chaosu czy może się rozejść do domów rozmyślając o zaistniałej sytuacji. Chwilowe zaskoczenie szybko zmieniło się w eksplozję tak potężnych zasoby wściekłości, agresji i brutalności że z samego wrzasku w miejscu walki powstał dość spory krater. Kibice zaczęli okładać się czym popadnie, walki przeniosły się również do pobliskiego Sapsza i Horzoffa a także na sąsiednie miejscowości.
Po kilku tygodniach w promieniu kilkudziesięciu kilometrów nie było już miejsc nie dotkniętych walkami, większość szalików i flag została już spalona i pozostali przy życiu kibice powoli wracali do domów (paląc co się dało po drodze). Wydarzenie to na stronach ksiąg historyczncyh zostało nazwane jako „Storm of Kibols“ (parę miesięcy później nastąpiła inwazja „Storm of Chaos“ prowadzona przez Archaona i to ona stała się tą ważniejszą).

Ocalały młody wojownik chaosu nazywał się Wulfrik i odegrał w późniejszych czasach jeszcze pewną rolę opisaną dokładniej w innych miejscach. Tuż po rozpoczęciu walk udał że jest martwy co dało mu możliwość przeżycia.

Pole bitwy długo było miejscem żerowania różnych zwierząt, ghouli i innych padlinożerców. Było skarbnicą dla domorosłych naukowców, magów i przede wszystkim nekromantów.

Epilog

Erich ocknął się w ciemnym pomieszczeniu na kamiennym stole. Czuł się bardzo dziwnie szczególnie że ktoś w okolicach brzucha grzebał mu we wnętrznościach. Nie wiedział co się dzieje, gdzie jest, nie pamiętał także kim jest. Uspokoił go jednak głos mówiący :

-         " Obserwowałem cię na treningach. U nas w drużynie się odbudujesz. Jeszcze będziesz mi dziękował."





Erich został zabity przez bliżej niezidentyfikowanych kibiców. Tuż po „spotkaniu“ nekromanta Kaz’ek Berg uprowadził go z pola walki do swojej siedziby w pobliskich mrocznych lasach gdzie przywołał go do życia. Okazało się że nekromanta przed laty odnalazł i przejął władzę nad starożytną areną gdzie rozgrywane są mecze ligii „Blood bowl“. Od lat obserwował on pobliskie drużyny i pozyskiwał z nich nowych zawodników do swojej drużyny a Erich od początku błyszczał talentem i zwrócił na siebie uwagę nekromanty.


Szczęśliwe zakończenie

Dziś Erich gra w nekromanckiej drużynie „KS Zryw Padlina“ na pozycji „zapychacza“ z numerem „3“. Jego piłkarska kariera skończyła się bardzo szybko ale dzięki swojemu mentorowi Kaz’ekowi stał się gwiazdą drużyny w lidze „Blood bowl“. Jego możliwości zostały znacznie ograniczone bo jest teraz zombii i utracił trochę na gibkości (tak naprawdę utracił całą gibkość i szybkość) ale nadal lubi „pędzić“ po boisku czując wiatr we włosach, a teraz także w trzewiach. Jest szczęśliwy.



Czasem jeszcze trochę pokopie piłkę mimo że nie jest to dla niego bezpieczne. Zawsze przy mocniejszym kopnięciu może mu odpaść noga, ręka albo glowa. Erich wyznaje jednak zasadę "Raz się żyje", co akurat w jego przypadku jest dość paradoksalne.


Po dawnych czasach pozostała mu już tylko jego piłka typu "biedrona". Czasem zagra sobie z kolegami z drużyny w gałę albo w dwa ognie - ale ostatnio rzadziej, bo trener Kaz'ek jest przeciwny tego typu rozrywkom, kiedy po ostatniej grze musiał od nowa składać zawodników "skutych" w grze.


I na koniec chciałbym dodać że wszelkie podobieństwo nazw drużyn i trenera jest zamierzone (ukryta opcja Niemiecka hehe). Zaznaczam że jestem kibicem piłkarskim i kibicuję wszystkim drużynom (głównie jednak śląskim). Nie chciałem też nikogo urazić tekstem i jestem zdecydowanym przeciwnikiem huligańskich występków podczas meczów na stadionie i poza nim.

Comments

  1. Genialne! Dawno tak się nie uśmiałem! :)) Przednia "ominięta" historia poprzedzającą Storm of chaos :) żal tylko głównego bohatera, choć liga Blood bowl też daje szansę "odżycia" :)

    ReplyDelete
    Replies
    1. Dzięki. Tak naprawdę jego kariera dopiero się rozpoczyna. Już niedługo mam otwarcie areny do Blood bowl więc będzie miał możliwość się wykazać.

      Delete
    2. Eh, faktycznie. Jak ten czas szybko leci. Poprawiłem.

      Delete
  2. Ciekawy ludek z ciekawym rysem biograficznym :-) No i big kudos za Blood bowla!

    ReplyDelete
    Replies
    1. Nie mogę się już doczekać pierwszego meczu. Prace na stadionie się przedłużają ale to akurat naturalne przy stadionach w ostatnich czasach.

      Delete
    2. Tylko żeby wam się w basen nie zamienił ;-)

      Delete
  3. Najważniejsze, że Erich "jest szczęśliwy" :) Fajnie się czytało !

    ReplyDelete
  4. Przepraszam na nekromację (swoją drogą pasuje do tematu), ale muszę się poskarżyć. Prawie straciłem monitor jak na niego parsknąłem herbatą i obudziłem w dodatku dzieciaki: Ks Zryw Padlina - epickie :):)

    ReplyDelete
    Replies
    1. :) dobrze jest poczytać że ktoś zwrócił uwagę na ten skromny "żart słowny" :)

      Delete

Post a Comment